Nadużywanie słów narracja i projekt

14 paź , 2014   Wideo

Projekt to ulubione słowo mediów i polityków. Praca nad filmem, przedstawieniem teatralnym, pisanie powieści tak niegdyś frapujące stało się nudnym projektem. Goście zapraszani do studia radiowego czy telewizyjnego obowiązkowo muszą się pochwalić, nad jakim projektem pracują, na jaki zdobyli fundusze. Do niedawna rzeczownik projekt zgodnie z łacińską etymologią (proiectus ‚wysunięty do przodu’) oznaczał wstępną wersję czegoś, szkic, model, zarys, plan przyszłych działań. Ktoś jednak bezrefleksyjnie przejął angielskie znaczenie rzeczownika project i tak powstał neosemantyzm: funkcjonującemu od dawna w polszczyźnie wyrazowi nadano nowe znaczenie: ‚przedsięwzięcie, poważne, istotne zadanie do wykonania’. W projekcie się uczestniczy, pracuje nad nim, finansuje, zdobywa środki, wdraża, finalizuje, a przede wszystkim biegnie do mediów, by sie nim chwalić. Szkicem, zarysem chwalić się nie wypadało…To dopiero projekt, mawiano dawniej.

Jak każde słowo modne tak i to rozpycha się w polszczyźnie, na peryferie przesuwa rodzime synonimy takie jak przedsięwzięcie czy praca nad czym.

Co robić? Myśleć, nie powtarzać bezrefleksyjnie za innymi, nazywać rzeczy po imieniu i spokojnie czekać, aż się projekt mediom znudzi i stanie passè. Taki jest zwykle los wyrazów nadużywanych, bo modnych.

 

Jeszcze do niedawna narracja oznaczała wypowiedź w dziele literackim lub filmowym przedstawiającą ciąg występujących po sobie zdarzeń. Była podstawowym terminem teorii literatury. Można się było zastanawiać nad tempem narracji, nad różnicami między narracją pierwszo- i trzecioosobową. Tak rozumiana narracja występowała głównie w liczbie pojedynczej. Pod wpływem języka angielskiego narracja opuściła szacowne mury szkół i uniwersytetów i przedostała się do języka dziennikarzy, naukowców i polityków. Ci ostatni tworzą swoje odrębne narracje, partie różnią się już nie tyle programami, co politycznymi narracjami. Nie podejmuję się zdefiniować nowego znaczenia narracji występującej w języku mediów czy reklamy, powiem ogólnie: narracja jest opowieścią, fabułą przykrojoną do potrzeb tych, dla których jest przeznaczona. Co to bowiem znaczy, że „Unia Europejska jest nową narracją dla Europy”? Planem, przedsięwzięciem, mitem?

Jedno jest pewne: narracja brzmi mądrze i modnie, jak każde słowo o rozmytym znaczeniu dobrze się sprawdza w reklamie i propagandzie. Ktoś zauważył, że nie ma już jednej prawdy, są jedynie różne narracje, czyli równouprawnione interpretacje faktów. Modę na narrację trzeba spokojnie przeczekać i traktować pobłażliwie aspiracje polityków chcących być opowiadaczami, mitotwórcami, czyli – narratorami. Zazdroszczą pisarzom.